Zwyciężyć jest trudno, a powtórzyć zwycięstwo podobno jeszcze trudniej. Nam się udało i to na innym jachcie, i w innej klasie! To czwarte regaty MamertCup, w pierwszych byliśmy na 11 miejscu startując na Mellody 30, po fatalnym starcie, pokazaliśmy bardzo dobrą halsówkę na Świecajtach, w drugich startował Żarek i ostatecznie załoga w okrojonym składzie zameldowała się na 6 miejscu.

Przed rokiem po ciekawej walce i ataku z 5 miejsca, wygraliśmy! Tym razem startowaliśmy świeżo po zwycięstwie w NorthmanCup, na Maxusie 26 w klasie do 7.99m, która, jak stwierdził jeden ze znawców, idealne do niego pasuje. Jak co roku konkurencja silna a załogi z dużym doświadczeniem i ambicjami wygrania tych, dla wielu, prestiżowych regat. W naszej klasie starowało 45 jachtów i była to najliczniejsza klasa. Ścisk i silny wiatr na linii startu  nie sprzyjają bezpieczeństwu, a wystartować trzeba dobrze, bo potem szans na odrabianie nie będzie. Wybieramy prawą stronę, bo większość jachtów jest z lewej, to jednak ma pewne plusy, tu jest Pani Kasia i robi nam zdjęcie – niestety tylko jedno! Początek wyścigu mamy nerwowy, ale ostatecznie zaczynamy robić swoje: nabieramy prędkości i płyniemy we właściwą stronę. Jesteśmy z przodu! Małe porównanie do rywali wypada dobrze i możemy dalej spokojnie żeglować. Wypływamy na Mamry, przed nami dwie grupy jachtów startujących wcześniej, na szczęście nie przeszkadzają za bardzo i na dolnej boi meldujemy się pierwsi. Kurs z wiatrem mamy opanowany i przyjacielski, nasz dobry znajomy konsekwentnie zabiera nam wiatr, a my, nie uciekamy, zawsze w grupie raźniej! Druga część kursu pełnego wychodzi nam lepiej i mamy mały zapas .

Nasza dobrze działająca maszyna zaczęła szwankować, ale nie przeszkadza to dalej płynąć z przodu i kontrolować stawkę. Tylko kogo pilnować, najszybszego, najlepszego, no … chyba nie najlepszego kolegę? Pilnujemy prędkości, chociaż ostatecznie przed górną boją z niej rezygnujemy, pozwala nam to i tak zachować prowadzenie, jednak już trochę mniej wyraźne. Na kolejnym kursie pełnym trwa ciekawa walka o drugie miejsce, a my w tym czasie powiększamy przewagę – dobrze jednak mieć kolegów, którzy w odpowiednim momencie zajmą się sobą i dadzą nam spokój, dadzą nam wygrać… Przed metą czeka nas jeszcze starcie z nieprzewidywalnym i bardzo groźnym przeciwnikiem. Taki przeciwnik ma marynarską czapkę (kapitańską?) i przepisy regatowe w palcu, jest też najlepszym żeglarzem tylko ten akurat jacht jest kiepski. Swoją drogą, czy nie powinno się „nie przeszkadzać” jachtom z innej klasy, które doganiają te „wolniej płynące”? Ostatecznie nasz przeciwnik zezwolił nam wejść na dolną boję w jednym kawałku, potem krótka droga na metę, na która tak jak przed rokiem wchodzimy razem z … Huzarem! Tak dla pewności prosimy o zapisanie „Mazurskiej Perły” i flagę klasy.
Ponad trzy miesiące wcześniej płynąć w dziewiczy rejs zastanawialiśmy się jak ten nowy jacht będzie pływał czy startując w regatach będziemy mieli szansę powalczyć z najszybszymi.  

Trudno powiedzieć czy myśli były tak śmiałe żeby myśleć o zwycięstwach, jedno trzeba stwierdzić zostaliśmy miło zaskoczeni walorami nautycznymi. Te jednak współgrają z przestronnością, funkcjonalnością i estetyką wykonania.

Foto: własne i Katrzyna Wądołowska - MamertCup